niedziela, 19 stycznia 2014

Rozdział siódmy.

10 KOMENTARZY = ROZDZIAŁ ÓSMY
Zaraz po odprowadzeniu Ivy do domu pojechałem do kwiaciarni. Ta dziewucha jest na swój sposób urocza ale strasznie denerwująca. Zachowuje się jak księżniczka. Czy to, że jest bogata sprawia, że może rządzić ludźmi i nimi pomiatać? Nie wydaje mi się. Przez całą drogę autobusem marudziła. A to obgadywała ludzi iż są nie modnie ubrani. Natomiast zaraz po wejściu do pojazdu prawie się popłakała jak miała usiąść na miejscu "gdzie mogli już siedzieć wszyscy". Lecz nie mówmy tylko o wadach ponieważ czasami robiło się miło a nawet i bardzo zabawnie.
- Dzień dobry. - przywitałem się zaraz po wejściu do pomieszczenia.
- Witaj Lou. Czy Ivy nie sprawiała Ci dużych kłopotów? Czasami jest bardzo kapryśna. - "aż za często" pomyślałem ale zaraz zrobiłem tzw. dobrą minę do złej gry.
- Nie nie było problemów. Proszę pani czy jak pani córka przyjechała czy to oznacza, że zostaje zwolniony? - zapytałem prosto z mostu lekko się krzywiąc. Obiecywali, że nam pomogą, nie mogą nam teraz tego zrobić. Gdyby by mnie teraz zwolnili nie znajdę innej pracy równie dobrze płatnej jak tu. Kobieta od razu uniosła głowę znad roślin.
- Loui, to nie tak, że zostajesz zwolniony. Mój mąż stwierdził, że znajdzie dla ciebie lepszą posadę. Nie mam pojęcia o jakiej posadzie mówił. Wiem, że na pewno nie uwolnisz się tak łatwo. - kobieta zaśmiała się. Miała śmiech jak hiena, dlatego często było mi ciężko się powstrzymać żeby się nie roześmiać i nie wyśmiać. Wypowiedzenia jeszcze nie dostałem w związku z czym poszedłem odebrać dostawę roślin, które stały sobie w magazynie.
Po skończonej pracy postanowiłem się wybrać na kawę do pewnej bardzo przytulnej kawiarenki. Mieściła się praktycznie na zadupiu mimo to kochałem tam pić kawę. Była o sto razy lepsze niż w starbucksach czy innych popularnych kawiarniach, a przede wszystkim było tam zazwyczaj bardzo miło.
- Dzień dobry. - przywitałem się na wejściu ściągając z siebie bluzę. Jak na kwiecień nie było jeszcze najcieplej. Ustałem przy ladzie wyprzedzając kelnerkę. - Poproszę to co zawsze. - zakomunikowałem mówiąc sucho. Kelnerka od trzech lat ta sama i od zawsze posyła mi te uśmieszki, patrzy się na mnie jak na ciastko. Poleciała zrealizować moje zamówienie. Po około 5 minutach już siedziałem odwrócony do niej plecami sącząc ciepłą kawę i konsumując ciastko.
- Mmmm pycha.. - wypaliłem z pełną buzią. Zaraz po tym usłyszałem śmiech, spojrzałem kto śmie się ze mnie naśmiewać i zakłócać mój spokój. - Ivy..? - wymamrotałem sam nie wiedząc czy wiem co mówię. - Co ty tu robisz?
- Może byś się tak kulturalnie przywitał. Nie gadaj z pełną buzią bo to wygląda obrzydliwie i usiądź porządnie. - brunetka zaczęła układać mi ręce, które swoją drogą bardzo szybko jej wyrwałem.
- Co ty do jasnej cholery robisz!? Kim ty jesteś żeby mówić mi co mam robić? Będę siedział jak chcę i jadł, śmiał i żył jak chce!
- Kim jestem? Córką twojego szefa. - odrzekła całkowicie spokojna i usiadła naprzeciw mnie. To że jest kim jest nie upoważnia jej do takiego traktowania mnie. Wstałem z miejsca wziąłem bluzę dając pieniądze kelnerce. Wyszedłem trzaskając drzwiami.
Matka właśnie kończyła pracę, to dlaczego nie pojechać po nią. Wsiadłem do pierwszego lepszego autobusu, który dojeżdżał do hurtowni. Podczas drogi nuciłem sobie dołujące piosenki. Ludzie patrzeli na mnie jak na wariata natomiast mnie to bardzo bawiło. Wysiadłem centralnie pod hurtownią, z bramy wyjeżdżał pewien sportowy samochód. - ale bryka.. - szepnąłem sam do siebie podziwiając jego uroki. Po chwili w samochodzie uchyliła się przyciemniona szyba. To był pan Shin.
- Louis wsiadaj musimy pogadać! - krzyknął do mnie. Poleciałem niczym szczeniaczek żeby tylko zobaczyć wnętrze tej bryczki. Otworzyłem drzwi i usiadłem na siedzeniu obitym skórą.. węża? Fuj. Ale ładnie się to komponowało. Ocknąłem się dopiero gdy mężczyzna zaczął mówić do mnie.
- Więc pewnie jak moja małżonka ci mówiła. Nie możesz już pracować w kwiaciarni. Louis, proszę cie musisz mnie wysłuchać do końca i obiecaj, że to co ci powiem nie wyjdzie na świat.. - popatrzył na mnie takim wzrokiem, że aż się przeraziłem co to miało być. Nie mając innego wyjścia po prostu skinąłem głową i wsłuchałem się w to co mówi.
- Mam pewne interesy.. Nie bardzo zgodne z prawem. - wciąż patrzał na mnie a mi stanęła gula w gardle.

Wyrazy: 697
Litery: 4287
Coś nie mogę rozkręcić jeszcze akcji w związku z czym rozdział jest dość.. Nudny, prawda? Wdaje mi się że to za szybko :) Myślałam nad założeniem aska tego bloga, żebyście mogli się dopytywać mnie o co chcecie mimo iż jest Was chyba mało :c no ale dziękuję tym co są. Soyeon xx.

12 komentarzy:

Dziękuję! <3 Soyeon xx.