środa, 4 grudnia 2013

Rozdział szósty.

5 komentarzy = następny rozdział
" Małe, żółte stworzenie. Małe, żółte stworzenie.." powtarzałem sobie w myślach rozglądając się za moją przyszłą skośnooką koleżanką. Nie lubię Azjatów, jakoś nie kręcą mnie te ich skośne oczy. Zresztą nigdy nie widziałem ładnych Azjatek. Ciekawe czy dziewczyna mówi po angielsku, bo ja z żadnym chinolem się nie dogadam. Natomiast "żółtki" są teraz moimi nowymi przyjaciółmi. Chociaż nie bardzo ich lubię wyboru nie mam, muszę. Ratują moją mamę. Zza rozsuwanych drzwi wyszła, niska, ciemnowłosa dziewczyna o niezwyczajnych rysach twarzy. Ale to chyba nie ona, za ładnie się prezentuje mimo, że ma okulary na nosie. Usiadłem na niebieskim krzesełku, przymykając oczy. Ze względu na wczesną porę nie byłem jakoś specjalnie wypoczęty.
Ivy
"Mówiła, że kogoś przyśle, jakoś kurde nic nie widzę." przeglądałam wzrokiem po wszystkich, nawet najmniejszych kątach lotniska. Nic, a nic nie było. Schowałam rączkę od walizki i przysiadłam na krzesełku, swoją drogą bardzo nie wygodnym krzesełku. Ściągnęłam okulary i wyciągnęłam telefon. Odblokowałam klawiaturę i wybrałam numer do mamy. Był na szybkim wybieraniu ze względu, że jesteśmy dość zżyte i często rozmawiamy przez telefon. Szkoda tylko, że to tylko telefon. Na żywo gdy przebywamy razem zaraz się kłócimy.
- Mamo, powiedziałaś, że przyślesz kogoś bo nie możesz opuścić kwiaciarni. A teraz jak zwykle siedzę tutaj sama. - nie witając się rzuciłam się na nią z wyrzutami. 
- Przecież Louis miał przyjechać po ciebie. Poczekaj chwilkę, może zaraz się zjawi. - rozmowa toczyła się w naszym ojczystym języku więc raczej nikt nie rozumiał jej. Założyłam okulary na bluzkę i rozłączyłam połączenie cicho wzdychając.

Louis
Odlatywałem już w objęcia Morfeusza, dopóki nie przysiadła się koło mnie jakaś dziewucha, gadająca jakimś faflunem. Uchyliłem jedno oko i spojrzałem na nią spod byka. JEJ OCZY. Podskoczyłem i odsunąłem się od niej. Spojrzała na mnie pytającym wzrokiem. Nie wiedziałem jak się zachować - spanikowałem, powiedzieć jej kim jestem zgarnąć i tyle? Przecież ona nie mówi w moim języku, a jakimś dzikim. Umiem tylko powiedzieć dzień dobry po japońsku, bo kiedyś w szkole podstawowej mieliśmy przedstawienie, poświęcone kulturze Japońskiej. 
Lekko dotknąłem dziewczynę w ramię, znów spojrzała na mnie tymi ślipiami. Straszne są, ale fakt faktem ładne.
- Konicziła (konichiwa) - moje policzki zalały się lekkim rumieńcem. Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie, wyciągnęła rękę w moją stronę.
- Cześć, ty jesteś Louis tak? Miło mi cię poznać. Jestem Ivy. - dała mi odpowiedz po angielsku. Zrobiłem z siebie nic, tylko idiotę przed nią. Nie chcąc być nie grzeczny, objąłem jej drobną dłoń swoją.
- Louis, przepraszam. Nie myślałem, że ty to ty.. - plątałem się w swoich słowach. Od kiedy ja jestem taki nieśmiały? Miły? Właśnie, ja miły dla obcych to raczej nie jest prawdopodobne. Niedawno stałem się dość agresywny i nerwowy. Może to moja natura, a może to ze względu na zaistniałą sytuację. 
- Spokojnie, przecież dopiero co tu usiadłam. Nie wiem może byś mnie zawiózł do kwiaciarni? Bo słyszałam, że to dziś jest twoim zadaniem. O, i weź moją torbę. - roześmiała się, a mnie skrzywiło. Nie jestem jej służącym. Podniosłem swoje szanowne dupsko i energicznym ruchem ręki wskazałem na wyjście. Wziąłem tą cholerną walizkę i ruszyłem zaraz za nią.
Kiedy już znaleźliśmy się na zewnątrz w moją twarz buchnął wielki zaduch. Tak, ta klima na lotnisku była zdecydowanie lepsza. Wolnym krokiem szliśmy w stronę przystanku autobusowego.
- Więc? Pracujesz u mojej mamy, tak? Długo? - zapytała.
- Niekoniecznie długo, wręcz przeciwnie.. Bardzo krótko. Teraz jak ty przyjechałaś to pewnie mnie zwolnią, raczej lepiej sobie z tym radzisz. - parsknąłem i mrugnąłem do niej. Z kurtki wyciągnąłem papierosa i odpalając go poczułem na policzku coś piekącego, a mój nałóg spadł na ziemie. Automatycznie moja dłoń znalazła się w piekącym miejscu. Przesadziła gówniara.
- Za co to było!? - krzyknąłem. - Nie dość, że musiałem tu po ciebie przyjechać, chociaż wcale nie miałem ochoty to jeszcze dostaje od ciebie po pysku!?
- Ja.. Przepraszam. Nie chciałam trafić w policzek tylko w fajkę. Jestem po prostu uczulona na dym tytoniowy.. - mówiła mając łzy w oczach. Ok, rozumiem. Mogła się trochę przestraszyć ale żeby zaraz ryczeć?
- Dobra, nie ważne. Chodź już bo autobus nam ucieknie. - odpuściłem przypominając sobie, że ona jest córką mojego szefa. Nie mogłem więcej pozwolić sobie na takie zachowania.
- Jak to autobus? Nie masz samochodu? - spojrzałem na nią jak na idiotkę. Fakt, śpi na kasie i pewnie ani razu nie jechała autobusem bojąc się o własną dupkę. 
- Nie mam samochodu. I tak, jedziemy autobusem, nie rób z siebie paniusi. - dziewczyna spuściła głowę w dół, mimo wszystko było widać jej rumieńce. 
- Oj no chodź, chodź. Przepraszam. - objąłem ją jedną ręką próbując przyśpieszyć jej ślimacze ruchy.


Wyrazy: 752
Litery: 4850

6 komentarzy:

  1. Supico :D Czekam na kolejny rozdział :*

    OdpowiedzUsuń
  2. świetnie piszesz
    Zapraszam też do siebie, dopiero zaczynam, liczę na obserwowanie <3
    http://you-are-the-life-to-my-soul.blogspot.com/
    Pozdrawiam xd

    OdpowiedzUsuń
  3. omggggggggg! Uwielbiam twoje opowiadanie! Masz OGROMNY talent *-*
    W wolnym czasie zapraszam na mój blog: http://story--of-my--life.blogspot.com/ i na blog mojej przyjaciółki: http://never-be-well.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. hej, informuję cię, że zostałaś nominowana do liebster awards. Więcej informacji na http://freehugs-loveforever.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetnie piszesz . Czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję! <3 Soyeon xx.