wtorek, 26 listopada 2013

hi :3

Więc.. Smutno mi, nie ma komentarzy, nikt nie wchodzi. HELOŁ, czy tu wg ktoś jest? DAJCIE MI JAKIKOLWIEK OZNAK WASZEGO ŻYCIA. Jak nie będzie pod rozdziałem piątym chociaż pięciu komentarzy no to sorry, rozdziału też nie będzie. Przepraszam, że muszę Was szantażować, ale naprawdę nie wiem czy jest dla kogo pisać opowiadanie. Soyeon xx.

sobota, 23 listopada 2013

Rozdział piąty.

Ivy
Wycieczka nie trwa nawet tydzień, a mi już jest tęskno. Spotkałam się ze znajomymi, odwiedziłam rodzinę ale co dalej? Mam chodzić przez cały tydzień na zakupy? W Irlandii są te same sklepy.
Wzięłam swoją torbę podróżną i wyciągając z hotelowych szafek ciuchy chowałam je do niej. Na koniec oczywiście nie mogłam jej dopiąć. Usiadłam na niej i próbowałam. Udało się ale ze strachu że pęknie owinęłam to jeszcze sznurkiem. Zostawiłam torbę przy stoliku i wyszłam zjeść kolację. Zamknęłam za sobą drzwi od apartamentu i po krętych schodach zeszłam do stołówki. Dzisiaj na kolację było spaghetti z sosem bolońskim. Usiadałam przy nowoczesnym stoliku czekając na posiłek. Tutaj sygnalizacją o chęć zjedzenia czegoś jest po prostu klapnięcie przy stoliku. Kelnerka ubrana w tradycyjny strój koreański podała mi jedzenie po czym bez zastanowienia zaczęłam konsumować.
Po zjedzeniu..
- O jezu jak się najadłam.. - wymruczałam łapiąc się za brzuch. Wstałam z krzesła z zamiarem powrotu i pojechania na lotnisko. Niestety, piłka (?) na podłodze popsuła moje plany. Wyłożyłam się jak długa, czując silny i bolący uścisk w kostce. Od razu podleciał do mnie jakiś kelner.
- Czy wszystko w porządku? Jest pani ranna? Może pani wstać? - zalał mnie pytaniami tak zdenerwowany jakby miał zaraz odbierać poród.
- Boli mnie kostka. - jęknęłam łapiąc się za bolące miejsce. Mężczyzna pomógł mi wstać i złapał pod rękę gdyż nie mogłam iść. Zaprowadził mnie aż pod jeden najbliższy seulski szpital.

- Złamana - powiedział siwy lekarz w białym kitlu lekarskim. Uniosłam głowę na jego twarz i zesmutniałam.
- A czy będę mogła jechać normalnie samolotem?
- Wydaje mi się, że problemu nie będzie ale niech przyjdzie ktoś po ciebie jak już będziesz w..
- Irlandii.
- Jak już będziesz w Irlandii. - poprawił się i uśmiechnął się do mnie. Łapiąc mnie za rękę i delikatnie smyrając mnie po zewnętrznej stronie. Szybko ją zabrałam zaniepokojona. Na szczęście pojawiła się pielęgniarka z gipsem jeszcze w płynnej postaci, wacikami, bandażami.
- Dzień dobry. - ukłoniłam się przy okazji poprawiłam się na siedzeniu.
- Proszę ściągnąć spodnie, albo podwinąć do samej góry. - jak dobrze że miałam dresy..

Po wyjściu ze szpitala złapałam pierwszą lepszą taksówkę żeby dojechać do hotelu po bagaż i na lotnisko. W hotelu zabrałam wszystko co musiałam wymeldowałam się i pożegnałam ze znajomymi, których tu poznałam. Gdy byliśmy już na lotnisku zadzwoniłam do mamy, oczywiście włączyła się poczta.
- Cześć mamo, stał się mały wypadek i nie mogę sama dojechać z lotniska do domu, przyjedź po mnie! Ach! Bo Ty nie wiesz, ja wracam już do domu, nudno tu. Śpij dobrze. I nie zawiedź mnie.

Wyrazy: 424
Litery: 2660
Rozdział baaardzo krótki, natomiast jak i również nudny.. Ale niestety nie mogłam tego pominąć, wolałam całą nude napisać w jednym krótkim, a następny już zacząć lepiej :) proszę o komentowanie wpisów i wchodzenie na bloga. To mi daje znaki kto czyta :)

piątek, 15 listopada 2013

Rozdział czwarty.

14.04
Obudziłem się jakoś koło szóstej. Rozejrzałem się po sali, jakże to ponurej sali. Białe ściany, sufit.. A nawet biała wykładzina podłogowa. Koło łóżka mała szafeczka, na której stały kwiaty w karteczką. Próbowałem do nich dosięgnąć i niestety.. W tym momencie z hukiem musiała wpaść pielęniarka wydzierając się, że dziś wychodzę na skutek czego z przerażenia przekulałem się na ziemie.
- Auuuć?
- Jezu, chłopcze! - odbiegła do mnie i mi podała rękę, żebym wstał. - Co ty wyprawiasz? Przecież masz ranną głowę! - krzyczała na mnie. - Skoro już taki zdrowy to w tej chwili masz się pakować i dzwonić bo mamę, bez niej wypisu nie dostaniesz. - przeginała, moja cierpliwość się skończyła. Jakim prawem ona może się tak do mnie odzywać, równie rozwścieczony co ona odpowiedziałem.
- Gdyby nie pani i pani wrzaski, bym sobie sięgnął tą cholerną karteczkę spokojnie. Zresztą tak, na pewno chciało mi się spać.. Ooo no wie pani tak mi się tu nudzi, że lubię spadać z łóżka. - powiedziałem z sarkazmem w głosie i spojrzałem na nią gniewnie. I podeszłem do szafki pakując swoje rzeczy. Tylko skąd tyle ich tu.. Przecież ja tu byłem od właściwie od wieczora. No ale spakowałem je i poszedłem do szpitalnej łazienki przebrać się z piżamy, następnie oddając ją, gdyż to nie była piżama szpitalna. Będąc już w "świetlicy" spakowany i gotowy do wyjścia zadzwoniłem po mamę.
- Cześć synku! Jak się czuj.. - zacięła się, po czym znów kontynuowała - jestem na ciebie zła, ponieważ ja do ciebie wczoraj coś mówiłam, a Ty bezszczelnie.. Phi! Zasnąłeś. - kolejna kobieta dziś na mnie się wydzierała, czy ich dzisiaj coś powaliło?
- Po prostu przyjedź po mnie, wychodzę już. - powiedziałem oschle i rozłączyłem się lekko uderzając telefonem o stół. Jak one mogą być nie miłe, to czemu ja nie mogę. W sumie odkąd dowiedziałem się o chorobie mamy zauważyłem, że stałem się bardzo nerwowy. Ale to chyba ze zmartwienia, troski.. Tak to dziwnie brzmi "nerwowość z troski"..
***
- Louis też i się wydaje że moglibyśmy odmalować trochę mieszkanie.. Ponuro i nudno się tu zrobiło. Preferuję, jakieś żywsze kolor. - powiedziała Jolie, gdy już byliśmy w domu i sączyliśmy gorącą herbatę przed telewizorem.
- Nie szkoda i pieniędzy na to? Musimy uzbierać na leczenie. A właśnie, jak i się pracuje w hurtowni mamo? W hurtowni musi być ci ciężko.. - szepnąłem na co ona mnie klepnęła w ramie w pocieszającym geście.
- Może i jestem chora ale żyję i mam siłę. W pracy jest super, poznałam pare ciekawych osób. Nie jest aż tak dużo pracy ale nudno też nie jest.
- Cieszę się mamo, proszę dbaj o siebie.. Nie chcę stracić kolejnej osoby. - delikatnie przysunąłem się do niej i przytuliłem gładząc jej plecy ręką. - przepraszam za to jak się zachowałem w szpitalu, jak rozmawialiśmy przez telefon, nie chciałem być nie miły po prostu zdenerwowała mnie pielęgniarka i.. no wiesz mamo.
- Lou jest ok - zaśmiała się delikatnie, wstając i wyciągając odkurzacz. W był domu straszny bałagan, na panelach było dużo piasku, a na meblach dużo kurzu. Wstałem nie mając co robić i włączyłem laptopa przeglądając jakieś obrazki na weheartit, to tak bardzo dziewczęce. Jestem tak bardzo dziewczęcy. Siedząc tak mijały godziny, w końcu wybiła 23.00, a mój telefon wibrować. Uruchomiłem ekran. - czego ona chce.. - mruknąłem i odtworzyłem sms'a od żony mojego szefa.
" Witaj Louis, przepraszam, że pisze o tak późnej porze lecz potrzebuję Twojej pomocy. Moja córka przyjeżdża z Korei i nie mogę jej odebrać. Czy mógłbyś pojechać po nią jutro o 8 na lotnisko? Zapłacę Ci ile chcesz byle zgódź się. " - patrzałem na tego sms'a jak na jakieś gówno. Czy jej córka ma 5 lat żeby ktoś musiał po nią przyjeżdżać? Zapłaci mi. Niech zapłaci. Odpisałem jej.
" Nie ukrywam iż nie bardzo mam jak po nią pojechać ale jeżeli jest taka potrzeba, no to czemu nie."
Litery: 3800
Wyrazy: 634
Przepraszam, nie było rozdziałów i raczej nie będzie.. Będą ale co jakiś czas. Szkoła, treningi, szkoła treningi. Nie daję rady. Nie będę kłamać że będę wstawiać regularnie bo wiem że tak teraz nie będzie.